Jedziemy z Amsterdamu do Hagi. Haga jest śliczna o 6 rano, nie ma ludzi, nikt nie wchodzi w kadr. Życie rozkręca się około 9 rano. Chcemy przenocować na jakimś campingu nad morzem, ale ceny zwalają nas z nóg. Zmieniamy plany, wsiadamy w jakiś pociąg na północ i pytamy faceta w pociągu o jakiś camping nad morzem, gdzie będzie tanio. Pada na Den Helder.