Geoblog.pl    apacino    Podróże    Azja z dzieckiem w roli głównej. Kto: Aga, Maciek, Olaf, Tomek; gdzie: Malezja, Tajlandia i Singapur    Jest Penang, nie ma jedzenia
Zwiń mapę
2013
10
lut

Jest Penang, nie ma jedzenia

 
Malezja
Malezja, George Town
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11078 km
 
Noc była ciężka, bo to w końcu była to przecież noc sylwestrowa. Od godziny 11:30 widać było wielkie poruszenie w naszym hotelu, nawet dzieci w piżamach wychodziły na dwór. Zaczęło się jeszcze przed północą i to tuż pod naszymi oknami, a później dalej i dalej. Dosłownie, jakby eksplodowała hurtownia fajerwerków. Traf chciał, że Olaf już zasnął, a my musieliśmy bardzo wstawać i nie dane nam było doświadczyć drugiego sylwestra, a szkoda. O 8 rano pojechaliśmy z Tanah Raty autobusem do Penangu. Dogra trwała ponad 4 godziny i dłużyła się niemiłosiernie. Była męcząca dla nas, bo prawdopodobnie zjedliśmy coś, czego nasze żołądki już nie były w stanie tolerować, a ostatnia kolacja nie należała do najsmaczniejszych. W każdym razie bolały nas brzuchy, a Olaf w czasie drogi był wyjątkowo niespokojny i przez pól drogi płakał. W końcu dotarliśmy do Penangu – wyspy połączonej mostem z lądem i synonimu najlepszej kuchni w Malezji. Każdy wie, że jak się jest na Penangu, to przede wszystkim trzeba dobrze zjeść, bo nigdzie indziej nie serwują dań tak różnorodnych i smakowitych. Zatrzymaliśmy się w Tune Hotel (42 zł za 2 osoby) i całe szczęście, że rezerwowaliśmy go wcześniej, bo większość hoteli była zajęta z powodu świąt. Cena, jak na ten standard jest naprawdę dobra, choć umyślnie wzięliśmy pokój bez okna, żeby tym razem nie słyszeć fajerwerków. Po 16 postanowiliśmy w końcu coś zjeść i pochodzić trochę po mieście uważanym przez jednych za wspaniałe i klimatyczne, przez innych uważane z nieciekawe i brudne. Pierwsze wrażenie jest okropne, a zaznaczam, że była godzina popołudniowa i do tego święto. Dosłownie miasto duchów – wszystko pozamykane, więc kolorowe wystawy nie odwracają uwagi od faktycznego stanu budynków. Wszystko stare, odrapane, tu i tam widać szczura, bardzo dużo opustoszałych budynków i ogólnie kiepskie wrażenie. Sama architektura jest interesująca, ale stan budynków fatalny. Zapachy równie mało interesujące. W końcu docieramy do china town, jest tam klika ciekawych zabytków, piekne świątynie. Najgorsze jest to, że do tej pory jeszcze nic nie zjedliśmy, bo wszystkie knajpki są zamknięte. Chodzimy głodni po little India, tam trafiamy do buddyjskiej świątyni. Wokół kręci się masa ludzi, pala kadzidełka, modlą się, oj wiele się tu dzieje! Na ziemi leżą chorzy ludzie i jęczą, inni składają ofiary w postaci owoców lub innych rzeczy do jedzenia, wszystko przesycone jest gęstym dymem palonych w niesamowitych ilościach kadzideł pomieszanym z zapachem rozpadających się śmieci, nagromadzonych tu prawdopodobnie od wczoraj. Wrażenie jest porażające – dosłowna synestezja wszystkich zmysłów na raz. Do świątyni nie weszliśmy z Olafem – i dobrze, ponieważ jeszcze bardzo długo łzawiły mi od dymu oczy i drapało w gardle. Czy warto? Warto! Potem poszliśmy do ‘ładnej białej dzielnicy” czyli kolonialnych zabudowań. Te z kolei bardzo ładnie zachowane i odnowione, ale bardzo europejskie. Nadszedł wieczór i w końcu jesteśmy uratowani- otwierają się knajpki, znikają (przynajmniej z widoku) szczury, zapalają się lampki, lampiony i świecidełka, i wszystko się mieni kolorami i wibruje w takt grającej głośno muzyki. Penang przywdziewa wieczorowy strój i staje się jakiś bardziej wdzięczny i przyjemniejszy, i o dziwo zaczyna nam się podobać. W little India oddajemy się rozpustnej uczcie dla podniebienia w stylu hinduskim i z pełnymi brzuchami wracamy do hotelu. Po drodze mijaliśmy wiele młodych par małżeńskich, którzy wyszli w Nowy Rok zrobić sobie zdjęcia. Olaf robił furorę wśród chińskiej społeczności, już nas to zaczęło męczyć, co chwilę ktoś robił z nim zdjęcie, albo wręcz bez pytania po prostu łapał go za ręce. Hallo baby! To już norma. Olaf od pewnego czasu, jak znajduje się wśród Chińczyków odruchowo podnosi rączkę, uśmiecha się i macha do nich, bo oni zawsze machają do niego. Penang nas z jednej strony rozczarował, ale z drugiej trochę uwiódł. Oczywiście tak naprawdę nic o Penangu nie wiemy, bo spędziliśmy tam za mało czasu i możemy jedynie mówić o wrażeniach z Georege Town, ale my tak to odczuliśmy. Może po prostu potrzeba czasu dla takich miejsc jak Penang. Juto prom na wyspę Langkawi. Zorientowaliśmy się, gdzie można wymienić rezerwacje internetowe na bilety i poszliśmy spać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2013-02-11 19:52
Zdjęcia śliczne .
Bardzo podobają mi się fantazyjne murale ,pozdrawiam
 
 
apacino
Agnieszka i Maciek
od 2011 dołączył Olafek :)
zwiedzili 11% świata (22 państwa)
Zasoby: 203 wpisy203 167 komentarzy167 1563 zdjęcia1563 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
26.10.2014 - 26.10.2014
 
 
02.08.2013 - 18.08.2013
 
 
01.08.2013 - 01.08.2013