Marakeski port lotniczy jest elegancki, świetnie zaprojektowany, i wszystko super. Do tego jedzie się do niego z centrum tylko jakieś 6 kilometrów, o czym warto przypomnieć taksówkarzowi, ustalając cenę ;)
Stoimy w porządnej kolejce do bramki, ale jakże inna ta kolejka od tej z Mediolanu. Tu również lecimy z wieloma Arabami, ale jakoś mają po jednej torbie, nie wpychają się, dzieci nie krzyczą, pełna kultura! Wsiadamy do autobusu i już mamy wysiadać na płytę lotniska, gdy nagle kierowca, zamiast nam otworzyć drzwi, odjeżdża i robi kółko na pasie startowym. Drzwi zamknięte, stoimy. Po dłuższym czasie zrobiło się gorąco, więc ktoś po arabsku poprosił kierowcę, żeby otworzył drzwi i zapytał, o co chodzi. Arab przetłumaczył, co mówi kierowca, ale niestety tylko na włoski. Pierwsza myśl: „ Żeby to nie był tylko jakiś wulkan”. Dopiero gdy na lotnisku pojawiła się obsługa i kazała nam wrócić do hali odlotów, dowiedzieliśmy się, że powodem całego zamieszania jest strajk kontrolerów lotu w Francji, a my przez przestrzeń powietrzną Francji lecimy, więc musimy czekać. Baliśmy się, bo widzieliśmy kilka odwołanych lotów do Paryża, a za to, że przepada nam bilet z Włoch do Krakowa, Ryanair nie odpowiada, ale zapewniono nas, że lot się odbędzie, tylko z opóźnieniem. No i faktycznie wylądowaliśmy szczęśliwie w Bergamo. Tam już poszło gładko. Przed wyjazdem za pomocą serwisu hostelworld zarezerwowaliśmy sobie pokoik za jedyne 20 Euro (bardzo tanio jak na Bergamo) z transferami z lotniska i śniadaniem. Właściciel odebrał nas w przeciągu 15 minut, zawiózł do siebie, pokazał, którędy do centrum i kazał grzecznie wrócić przed północą;)
Starówka w Bergamo bardzo się nam podoba, w zasadzie to w kilka godzin zeszliśmy wszystko, ale chcieliśmy jeszcze oglądać sobie widoczki w nocy z tarasów widokowych ciągnących się dookoła starówki. Zaskoczyła nas włoska pogoda. W Maroko było gorąco, ale fajnie gorąco, tu było gorąco, ale duszno. Zdecydowanie wolimy afrykańskie upały od europejskich.