Nie wiem dlaczego, ale lubię określenia typu: Polskie Carcassonne, Morawskie Betlejem, Bałtycka Majorka lub Szwajcaria Kaszubska. Może i są śmieszne, może ktoś uważać, że jest to tylko chęć dorównania tym najpiękniejszym i znanym miejscom na świecie, ale ja się z tym nie zgadzam. Dzięki takim nazwom wiemy, czego się po danych regionach spodziewać i chociaż zwykle daleko im do oryginału, są piękne na swój sposób. Kto nie był w Toskanii lub nie odwiedził francuskich winnic, bo „za daleko", "bo za drogo”, a lubi małe klimatyczne miasteczka i chciałby dowiedzieć się czegoś o produkcji wina lub doświadczyć niewątpliwej przyjemności degustacji tego szlachetnego trunku, niech odwiedzi Południowe Morawy!
Do tego wyjazdu już dość dawno zainspirowały nas kadry z filmu „Młode wino” (tytuł org. Bobule). Pomijając świetny film, zachwyciły nas krajobrazy i klimat małych winiarskich miasteczek. W końcu, po latach, postanowiliśmy tam pojechać na miesiąc przed winobraniem, kiedy to dojrzałe już kiście winogron pięknie prezentują się w świetle zachodzącego słońca.
Zapraszam do lektury ;) a więcej zdjęć można zobaczyć na www.pacynkowepodroze.blogspot.com