Pobudka o 7 rano, jedziemy do Hohnstein, parkujemy na starym mieście, idziemy chwilę starymi brukowanymi uliczkami aż do zamku, który kiedyś był najpiękniejszym schroniskiem młodzieżowym w Europie (do czasu NSDAP), następnie schodzimy malowniczym szlakiem do doliny Polentz. Ja zostaję z Olafem w dolinie przy restauracji i placu zabaw. Maciek idzie trasą, którą sobie wyznaczył w Polsce: przez Wolfsschlucht do Hockstein i powrót na dół. Niestety, Wolsfsschlucht z mapy nie jest żadnym szlakiem, ale i tak tam poszedł. W momencie, kiedy doszedł do szlaku, zaczęły się wejścia metalowymi schodkami w szczelinach między skałami. Na samym szczycie są 3 punkty widokowe. Warto się tam wdrapać dla widoków. Zejście „oficjalnym” szlakiem zajęło 5 minut. Maciek widział nas z góry, jak bawiliśmy się na placu zabaw. Po powrocie za wiele nie mówił, ale twierdzi, że warto się wspiąć na górę, a sama dolina też jest ładna. Ja ją kojarzę raczej z parkingiem i placem zabaw, jedna kawą i niedobrą zupą pomidorową z knajpy obok.
Potem pojechaliśmy do Lilienstei, niesamowitego z racji odosobnienia, masywu skalnego, który widać z prawie każdego miejsca w Szwajcarii Saksońskiej. Samochód zostawiamy na parkingu jeszcze przed miejscowością, tuż przy wejściu na szlak. Idziemy w górę szlakiem niebieskim, najpierw powoli i łatwo, później trasa robi się trudna trzeba się czasem zatrzymać, by złapać oddech, na samym końcu są już schodki prowadzące do wyjątkowo pięknych punktów widokowych. Cóż możemy więcej dodać, na górze same ohy i echy, widoki przepiękne, szczególnie, że jest już po południu i skały od strony Bastei oraz dolina Łaby wyglądają cudnie w słońcu. Skały są wysokie i podejście do krawędzi, przynajmniej mi, mrozi krew w żyłach. Maciek i Olaf jakoś się szczególnie nie przejmują przepaściami, a ja z trudem pokonuję kolejny kratkowany mostek rozpięty nad przepaścią. Grunt, to nie patrzeć w dół. Zgodnie stwierdzamy, że jak dotąd te widoki to nasz nr 1 w Szwajcarii Saskiej. Słońce pięknie oświetla skały i chciałoby się tu zostać aż do zachodu, ale czas już wracać, Olaf jest bardzo zmęczony i do tego mało dzisiaj spał w ciąg u dnia (winny plac zabaw). Schodzimy żółtym szlakiem, który początkowo jest dość stromy, ale za potem łagodnie prowadzi na parking. Wracamy zmęczeni, zadowoleni i pełni wrażeń.