Hotel Kennedy mile nas zaskoczył. Bardzo uprzejma obsługa, jest przede wszystkim czysto, mamy pokój z łazienką i gorącą wodą całą dobę. Niedaleko jest market Billa, więc chłopaki zrobili w nim zakupy na kolację i śniadanie, bułeczki, szynka parmeńska, jakieś wyśmienite sery, piwo, wino, woda. Jak się można było tego spodziewać, około 18 byliśmy już tak zmęczeni, że poszliśmy spać, Olaf zasnął jak jeszcze było jasno i baliśmy się, że obudzi nas o swojej 8 rano, czyli w nocy i tak się też stało, ale dostał butelkę i zasnął, potem obudził się o 5 rano znowu dostał jeść, ale tym razem nie dał się położyć spać i trzeba było wstawać. Tak czy inaczej nawet się wyspaliśmy. Od razu postanowiliśmy po wymeldowaniu pojechać na lotnisko w Bergamo, a tam jedna osoba koczuje z bagażami, a dwie inne z Olafem chodzą po centrum handlowym Orio naprzeciwko lotniska. Czas tam płynie o wiele szybciej niż na lotnisku, można kupić jakieś tańsze napoje w sklepie, usiąść na kawę za 0,80 euro czy zjeść niedrogą pizze. Lot mamy dopiero o 22 więc czekanie od południa na lotnisku byłoby bardzo monotonne, a tak czas płynie bardzo szybko. Gdy piszę te słowa, stoję właśnie w jednej z kafejek na Orio, dopiero, co wróciliśmy z marketu do Tomka, który czekał z bagażami, Olaf jadł w swoją pierwszą włoską pizze i bardzo mu smakowała, a teraz poległ i śpi, dla jego organizmu jest przecież już bardzo późno. Czekamy na lot do Katowic.