Geoblog.pl    apacino    Podróże    Azja z dzieckiem w roli głównej. Kto: Aga, Maciek, Olaf, Tomek; gdzie: Malezja, Tajlandia i Singapur    Singapur i Marina Bay
Zwiń mapę
2013
19
lut

Singapur i Marina Bay

 
Singapur
Singapur, Singapore City
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12058 km
 
Rano pobudka o 5. Tomek jeszcze poszedł do knajpki otwartej 24h kupić na śniadanie na wynos roti i jak wrócił, powiedział, że faktycznie żadne taksówki jeszcze nie stoją i w ogóle rzedko coś jeździ o tej porze. O umówionej godzinie naszego taksiarza jednak nie było. Minęło kolejnych kilka minut i zaczęło się trochę nerwowo. Poszliśmy na postój i zobaczyliśmy tam jedną taksi. Facet zażyczył sobie za kurs 35 i nie chciał nawet słyszeć niższej ceny. Problem polegał na tym, że mieliśmy odłożone tylko tyle, ile wcześniej uzgadnialiśmy z taksówkarzem, czyli ok. 30. Na szczęście, gdy przeszliśmy z bagażami kawałek dalej, akurat jechała pusta taksi prowadzona przez starszego i może mniej łapczywego kierowcę, który zapytany o kurs, podał cenę 22 i tak szczęśliwie dojechaliśmy na lotnisko, dolecieliśmy z Langkawi do Singapuru, w Singapurze musieliśmy trochę odpocząć i po krótkiej drzemce poszliśmy na spacer do Marina Bay. Nasz hotel Fragrance Crystal położony jest w dzielnicy Geylang – można ją określić jako chińską dzielnicę, wcale nie tak czystą i schludną, jak myślałam. Ta singapurska słynna czystość i porządek, brak papierków na ulicy faktycznie jest, ale nie tu. Ta dzielnica nie różni się zbytnio od dzielnicy chińskiej w Malezji, co nam oczywiście nie przeszkadza. Skoro same chińskie knajpy wszędzie, weszliśmy coś zjeść do jednej z nich, takie trochę tańszej, bo ceny w innych trochę nas odstraszyły. Knajpa była puściutka – to już pierwszy znak ostrzegawczy, który zlekceważyliśmy. Drugi znak, to zapach, taki jakiś lekko kwaskowaty, też jakoś został zignorowany z powodu pragnienia zjedzenia w końcu jakiegoś posiłku. Zamówiliśmy zupę z baraniny i gulasz z wieprzowiny, do tego chińskie pierożki z kapustą i wieprzowiną, z jakiem i szczypiorkiem i jeszcze z jakimś mięsnym farszem, do tego miska ryżu na parze. Wszystko było obrzydliwe i to kolejny sygnał, jak coś ci nie smakuje, to nie jedz! A my zjedliśmy, ale nie byliśmy w stanie we 3 osoby zjeść dwóch misek zupy, bo była taka niedobra. Pierożki też zostały, choć te ze szczypiorkiem i jajkiem, jakoś byłam jeszcze w stanie przełknąć. Nie wiem, czy to po tym jedzeniu, może wcale nie miało z tym nic wspólnego, ale jakoś czuję, że właśnie po tym, okropnie się strułam. Całe popołudnie mnie mdliło, a wieczorem zaczął boleć brzuch i miałam wrażenie, że nie mam siły chodzić. Nie wiem, może to po prostu jakiś wirus, a nie to jedzenie, ale do tej pory na „chińskie” nie mogę patrzeć. Na szczęście widok singapurskich ulic i wieżowców z Mariną na czele skutecznie łagodził wszelkie niedogodności trawienne. Cóż mogę powiedzieć. Taki widok zapiera dech w piersi. Wszystko dopieszczone, pięknie podświetlone, atmosfera gorącego parnego wieczoru połączoną z widokiem pokazu światła i dźwięku, monumentalna wielkość hoteli i wieżowców robią wrażenie w zasadzie trudne do opisania. Spacer po Marinie wieczorową porą mogę śmiało polecić wszystkim. Nie przeszkadzała nam nawet padający deszcz gorące tropikalne powietrze oraz wilgoć. Widzieliśmy, jak się później okazało dwa razy ten sam pokaz. Raz od Strony Lwa z widokiem na słynny hotel w kształcie łodzi, drugi raz pod hotelem. Wrażenie Ok., ale dopiero później, gdy podeszliśmy do hotelu po przeciwnej stronie zatoki, zobaczyliśmy ten pokaz, w takim wydaniu, jak trzeba, mocny dźwięki, bańki mydlane, hologramy wyświetlane na parze, lasery i czego tam jeszcze nie było…W każdym razie tych pokazów jest kilka i można je zobaczyć jednego wieczora z 2 stron zatoki. Po drodze oglądaliśmy jeszcze występy chińskich zespołów tradycyjnej muzyki instrumentalnej z okazji Nowego Roku tu też odbywa się wiele kulturalnych wydarzeń. Po drodze widzieliśmy pozostałości ogromnych plandek i makiet ze smokami i innymi postaciami, które jeszcze niedawno uczestniczyły w pokazowym korowodzie. Szkoda, ze nie trafiliśmy na taki, ale rozmiar leżących makiet pozwalał wyobrazić sobie to widowisko. Zmęczeni wczesną pobudką i pełni wrażeń wróciliśmy do hotelu, żeby w końcu się wyspać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (20)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
apacino
Agnieszka i Maciek
od 2011 dołączył Olafek :)
zwiedzili 11% świata (22 państwa)
Zasoby: 203 wpisy203 167 komentarzy167 1563 zdjęcia1563 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
26.10.2014 - 26.10.2014
 
 
02.08.2013 - 18.08.2013
 
 
01.08.2013 - 01.08.2013