Ostatni dzień na Koh Lipe spędzamy na plaży. Łódź na Langkawi mamy dopiero o 16, ale powiedziano nam, żeby być ze 2 godziny wcześniej. Nie ma sprawy, bo odprawa celna to po prostu mała budka na plaży, gdzie pokazuje się wydruk z Internetu i wymienia na bilet, a potem obsługa zabiera paszporty, które dostajesz dopiero na miejscu.bagaże też zostawia się w budce i nie trzeba ich, ani paszportów pilnować ostatniego dnia. To nam bardzo psauje. Idziemy jeszcze na śniadanie, potem na plażę, potem znowu coś z knajpki, ale tym razem na wynos, do tego jakieś owoce: mango, papaja, ananas i jeszcze może godzinka na plaży z krystalicznie lazurową i czystą wodą i żegnaj piękna Koh Lipe!
Po niecałych 2 godzinach jesteśmy już na Langkawi w tym samym CD motelu. Jak się okazuje zostawiona przez nas „ruska” torba z niepotrzebnymi na Lipe rzeczami czeka w recepcji i nie chcą za nią żadnej zapłaty (5 dni tam leżała). W recepcji jest ta sama miła pani, dostajemy inny pokój (rodzinny nr 7) i jakiś się wydaje ładniejszy i porządniejszy, no i jest posprzątane, więc jest OK., tym bardziej, że to przecież tylko na jedną noc, a jest już po 18. Olaf idzie spać, a my idziemy na kolację do knajpki Tomato, w której jadaliśmy na langkawi codziennie, znowu jemy roti. Wracając pytamy taksówkarzy, czy nie będzie rano problemu z taksówkami na postoju i tu nasze zdziwienie. Pan odpowiada, że taki zaczynają pracę po godzinie 7 rano, przed 7 będzie ciężko i ewentualna cena na lotnisko z 18 ritingów (zł) wzrośnie do 27. Nie wiedząc, czy facet ściemnia czy mówi prawdę, wolimy nie ryzykować spóźnienia na poranny lot i dogadujemy się z nim, ze poczeka przed hotelem na nas o6:30 za umówioną sumę.