Wybraliśmy się na wycieczkę organizowaną przez lokalne biuro. Właściwie wszystkie wycieczki mają podobne programy. My za 55 zł opłynęliśmy 5 wysepek, przy tych mniejszych było snurkowanie (sprzęt w cenie), przy dwóch większych wyspach plażowaliśmy około 2 godzin. Można też mieć longtaila na wyłączność i tzw prywatną wycieczkę i być, tam gdzie się chce i jak długo się chce, cena na naszą trójkę była by taka sama, ale nie jest wówczas nic wliczone, ani sprzęt, ani napoje i jedzenie. Wybraliśmy więc opcję wycieczki w grupie, co oznaczało jedynie tyle, że na naszej łódce było jeszcze tylko kilka innych osób.
Koralowce prezentowały się bardzo ładnie, natomiast jeśli chodzi o rybki, to niestety nie to samo, co w Morzu Czerwonym. Tomek wcześniej nigdy nie snurkował, więc miał lepsze wrażenia z rafki na żywo. Wyspy i wysepki Parku Narodowego widać już Koh Lipe, właśnie siedzę na plaży i patrzę piękne i na Koh Adang, na którym zatrzymaliśmy się na dzikiej plaży. Własnie na tych wysepkach mamy plaże dzikie i piękne, a tuż za plażą jest prawdziwa dżunglą, którą bardzo słychać. Oczywiście można się przejść po tej dżungli, ale z Olafem i wózkiem nie bie bardzo nam się chciało, do tego na każdej z wysp był jednak ograniczony czas pobytu, więc nie było sensu zapuszczać się gdzieś dalej. Na jednej z wysepek była jednak dość szeroka ścieżka, więc poszliśmy kawałek nią w głąb i doszliśmy do skał, w których biegały dopiero co urodzone szczeniaki. Te skałki z licznymi dziurami i jaskiniami, to pewnie był ich dom. Po jakimś czasie pokazała się ich mama, więc nie chcieliśmy nadużywać jej zaufania i odeszliśmy w kierunku plaży. Na plaży był posiłek, owoce i woda. Idąc dalej plażą, doszliśmy do wejścia przy parku narodowym, tak też było już znacznie więcej ludzi, którzy podobnie jak my, wybrali się tu na wycieczkę łodziami. Olaf zainteresował jakąś tajską rodzinę i oczywiście pozował do zdjęć, a potem było zaproszenie, żeby z posiedzieć z nimi, zjeść owoce i porozmawiać. Nie trwało to jednak długo, bo czas płynąć na jeszcze inny wyspy. Przez całą wycieczkę Olaf dzielnie znosił turkotanie silnika longtaila, ale w drodze powrotnej zrobił się już zmęczony i marudny i właściwie całą drogę płakał, wyskoczyliśmy z tego powodu przy najbliższej plaży na koh Lipe i dalej już do domu, żeby trochę odpocząć.