Od rana mocno wieje. Po śniadaniu wybieramy się na pobliskie plaże, a mamy z czego wybierać. Z naszego balkonu widać szeroką Damnoni, dalej malutka plaża z „golasami” i zaraz za nią kolejna śliczna, mała zatoczka z jasnym żwirkiem, który powoduje że woda przybiera lazurowy kolor. Tam poplażowaliśmy około 2 godzin, w tym czasie Tomek zrobił rekonesans okolicy, wspiął Si na skałki i wypatrzył kolejną plażyczkę. W linii prostej było to ok. 0,5 km, ale dojazd do niej to już ok. 7 km przez górki. Była to zdecydowanie najładniejsza z plaż – i tam właśnie Olaf zdecydował się na kąpiel. Po jakimś czasie zdecydowaliśmy, że jeszcze dzisiaj zwiedzimy klasztor Previeli oraz plażę o tej samej nazwie. Klasztor ładny, choć nie dorównuje uroczemu Aghia Triada z półwyspu Akriotiri. Dojście do plaży nie było łatwe – trzeba było zejść ok. 150 m stromymi kamiennymi schodkami - schodząc już myśleliśmy jak ciężko będzie wracać, ale było warto. Plaża Preveli jest u ujścia rzeki o tej samej nazwie, wzdłuż której rozciąga się gaj palmowy. Mi się tam bardzo podobało, warto się pomęczyć zejściem i podejściem. Jesteśmy po dobrej kolacji, Olaf śpi, my piszemy, Tomkowi brakuje chipsów, a wiatr wciąż wieje.