Geoblog.pl    apacino    Podróże    Euro 2012 na Krecie - 14 dni bez biura podróży ;)    Elafonisi
Zwiń mapę
2012
17
cze

Elafonisi

 
Grecja
Grecja, Elafonísi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2051 km
 
Na tę wycieczkę czekaliśmy już od dawna, a to z powodu plaży uważanej za najpiękniejszą na Krecie. Ale od początku: Wstaliśmy o 5:30, poranna toaleta, pakowanie plecaków na całodzienny wyjazd i bez śniadania jedziemy do Elafonisi. Trasa prowadzi zachodnim wybrzeżem przez góry. Wyjechaliśmy wcześniej, ale niestety po tej drodze nie da się jechać szybko. Po pierwsze dlatego, że kręta i stroma, po drugie, wiatr wiał tak mocno, że chwilami mieliśmy wrażenie, że zwieje nasz samochód (wiało tak ,że Tomkowi trudno było ustać), a po trzecie, rano na tej drodze przechadzały się kozy i co jakiś czas właziły na jezdnię. W miejscowości Sfinari spotkaliśmy na jezdni świnię, która się zdawała dziwić, że widzi nas. Z pustymi żołądkami i po wieeeeelu ostrych zakrętach zrobiło się mi i Tomkowi niedobrze. Olaf i kierowca czuli się całkiem dobrze. W końcu dojechaliśmy na plażę i byliśmy jednymi z pierwszych plażowiczów, tak jak na Balos. Plaża cudowna, oczywiście z każdą godziną przybywa coraz więcej ludzi, ale i tak każdy może znaleźć dla siebie ustronną zatoczkę. My mieliśmy przyjemność zobaczyć dziewiczą, jeszcze pustą i przepiękną plażę i do tego wybrać sobie dowolne miejsce. Z początku miałam wrażenie, że w zasadzie wszystko to przypomina plażę Balos, ale okazało się, że plaża ma nieco więcej do zaoferowania. Przede wszystkim jest tam różowy piasek przy brzegu, poza tym, gdy przejdzie się na małą wysepkę, odkrywamy mnóstwo ślicznych zatoczek między skałkami, a po środku biegnie ścieżka przez wydmy, którą Maciek i Tomek wybrali się do końca wysepki. Tomek nazwał tę drogę szlakiem cebulowym, bo wszędzie rosła cebula. Jako dowód ma zdjęcia. Maciek natomiast twierdzi, że nie jest to cebula. Na górze przy końcu wysepki jest mała kapliczka z widokiem na otwarte morze. Ja siedziałam wtedy z Olafem, ale po ich opowieściach z chęcią wybrałam się, żeby zobaczyć, jak to wygląda. Z początku Balos wydało mi się ciekawsze i ładniejsze, ale gdy przeszłam się po wschodniej stronie wysepki i zobaczyłam piękne zatoczki z różowym piaskiem i lazurową, krystalicznie przejrzystą wodą, zmieniałam zdanie. Ciężko stwierdzić, która z plaż jest ładniejsza, Balos pięknie prezentuje się z góry, ale wadą jest to, że jest mała i przypływają statki. Za to Elafonisi z początku wydaje się mniej spektakularna, ale za to jest większa, jest gdzie pospacerować i odkryć tylko ‘swoje’ miejsca. Najlepiej pojechać i tu i tu, w każdym razie na każdej z plaż jest raj dla małych dzieci, bo woda jest czysta, ciepła i płytka. Nie chciało się nam wychodzić z ciepłej wody, ale mieliśmy jeszcze wiele do zobaczenia. W drodze do klasztoru Hrissoskalitissa zjedliśmy smaczny obiad w tawernie z widokiem właśnie na ten klasztor. Na przystawkę była grlilowana feta i apaki (wędzona i marynowana wieprzowina w plasterkach smażona na oliwie), a na danie główne kalmary, souvlaki z kurczaka i baranina. Do mięs były greckie frytki – takie jak nasze frytki domowe z ziemniaków. Do tego kawka i Mythos, a na koniec do rachunku pani przyniosła nam wódkę raki i talerz z owocami na deser gratis. Klasztor Hrissoskalitissa jest wtopiony w skały nad brzegiem morza i słynie z legendy, że ostatni schodek do niego jest z czystego złota, ale zobaczyć go może tylko człowiek o głębokiej wierze. W środku są dwie małe sale z eksponatami sztuki ludowej oraz cela mnicha, ciekawe są autentyczne dziury w murze po kulach i zachowane kule armatnie.
Niedaleko klasztoru jedzie się przez śliczne gaje oliwne do miejsca mało znanego i jeszcze całkowicie nieskażonego przez masową turystykę. Nazywa się Fenix Teopasti lub biała zatoczka. Jest to zatoczka z woda morską oddzielna skałkami. Kolejna w planie zwiedzania była jaskinia w wąwozie Topolia, a na deser Potamida – czyli błotne kominy. Najbardziej zauroczyła nas Potamida. Dojechaliśmy tam około 20 i właśnie zachodziło słońce, a po całym gorącym dniu wszędzie pachniało ziołami, czuliśmy miętę, lawendę, rumianek i coś, co pachnie jak piwo ;) Formacje z błotka same w sobie są OK, ale otocznie gajów oliwnych, drzewek mandarynkowych, pól pełnych czegoś cudnie pachnącego, do tego zachodzące słońce i pasące się dwa konie…. To dla mnie definicja słowa sielanka czy też bukolika. W Potamidzie spodobał nam się przede wszystkim klimat no i te zapachy….Nie wiem, jak jest tam rano, czy w południe, ale wieczorem – hmmm nigdy nie zapomnę tych zapachów i różowych obłoczków na niebie.
Jutro czeka nas przeprowadzka na południe- żartujemy, że zaczynamy drugi turnus wczasów na Krecie. Nie wiemy jeszcze, jaki będzie zarezerwowany hotel i mamy nadzieję na dostęp do Internetu. Jeśli przestanę pisać, to znaczy, że Internetu jednak nie ma.


 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2012-06-18 10:09
Urokliwe miejsce.A te ostatnie zdjecia troche przypominaja Kapadocje w Turcji.
 
Wiesia i Bernard
Wiesia i Bernard - 2012-06-18 18:17
Kryształowa woda,czysty piasek,piękne kształty uformowane przez naturę ,zapewne zdjęcia nie oddają całego uroku tego miejsca, ale emanuje z nich spokój ,ciepło i radość.
Powodzenia na drugim turnusie.
 
 
apacino
Agnieszka i Maciek
od 2011 dołączył Olafek :)
zwiedzili 11% świata (22 państwa)
Zasoby: 203 wpisy203 167 komentarzy167 1563 zdjęcia1563 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
26.10.2014 - 26.10.2014
 
 
02.08.2013 - 18.08.2013
 
 
01.08.2013 - 01.08.2013