Cały dzień przeznaczamy na spacery i plażowanie w miejscowości, do której bądź, co bądź przyjechaliśmy. Już byliśmy na plaży i spacerowaliśmy wzdłuż plaży Fanabe, ale dzisiaj idziemy jeszcze dalej do plaży del Duque, gdzie znajdują się, jak nam się wydaje, najdroższe i najładniejsze hotele. No i faktycznie inny świat. Plaża nas powaliła, lazurowy kolor oceanu rozlewającego się po żółtym pisaku, a obok skały. Można na nie wejść i mamy cudowny widok. Plaża ładna i zagospodarowana, ale bliskość drogich hoteli powoduje takie absurdy, jak 9 zł za skorzystanie z ubikacji! Może ubikacja była z jakiegoś szlachetnego surowca, ale nie sprawdzałam. Na szczęście tuż za wyjściem z plaży było eleganckie centrum z galerią handlową i publicznymi toaletami, oczywiście bezpłatnymi i czyściutkimi, więc nie było żadnego problemu. Kąpiel w lazurowej kipieli była wręcz rozczulająca – mam słabość do ładnych zakątków z plażą i taką właśnie kolorystyką wody ;) Potem zaczęło nam się już trochę nudzić, więc postanowiliśmy iść dalej promenadą – a jest ona naprawdę imponująca i długa. Doszliśmy do punktu widokowego, nakarmiliśmy synka i z góry widzieliśmy, że w zasadzie można iść jeszcze dalej, ale dzień miał się ku końcowi, a my przecież musieliśmy jeszcze się spakować.