Rano dość szybko wstajemy, oglądamy z tarasu piękny wschód słońca, jemy śniadanie i jedziemy do Risini. Tam wsiadamy do autobusu supraturs i jedziemy do Tinghiru. Nocleg znajdujemy z łatwością. Śpimy w pensjonacie http://www.palmeraiehouse.com/menus/main.asp?QTopMenu=Home za 150 MAD od osoby, co wydaje się nam dość drogie, ale za to warunki i jedzenie wliczone w cenę pokoju są super! Do tego znajduje się w sercu gaju palmowego. Jesteśmy jedynymi gośćmi w pensjonacie, jedzonko podaje nam kucharz i manager w jednej osobie, na tarasie z widokiem na gaj palmowy. Sprawa wygląda tak, że jak mamy ochotę na kolację, mamy mu powiedzieć godzinę wcześniej, bo wszystko gotuje ze świeżych produktów. Jedzenie wyśmienite i ładnie podane. W pokojach na dole panuje przyjemny chłodek. Relaksujemy się, czyli idziemy na spacer do gaju palmowego. Spacer po nim, to prawdziwa przyjemność. Można się tam łatwo zgubić, bo cały gaj ciągnie się kilometrami, jest tam wiele mniejszych lub większych poletek i ścieżek wzdłuż kanałów irygacyjnych. Co jakiś czas widzimy rodziny pracujące na swoich poletkach. Choć wszyscy bacznie nam się przyglądają, są przyjaźni i uśmiechają się, gdy mówimy po francusku „dzień dobry”. Sam gaj położony jest w dolinie pomiędzy ścianami wąwozu, więc spoglądając w górę, widzimy masywne skały, a potem docieramy do położonej wysoko starej opuszczonej wioski i kazby. Cała wioska przypomina scenerię jakiegoś starożytnego filmu. Domki z gliny, jedne lepiej, inne słabiej zachowane, a całość wtopiona z jednej strony w gaj palmowy, a z drugiej w ścianę góry. W drodze powrotnej odwiedzamy też miejsce znane miejscowym jako święte jezioro. Jest to malutki stawik, w którym pływają ryby, a legenda głosi, że woda w jeziorku jest święta i dlatego nie wolno łowić w nim ryb.