Wstajemy i żegnamy się z niebieskimi uliczkami i ślicznymi górskimi krajobrazami. Jedziemy do Fezu. I tu nasza pierwsza wpadka. Dajemy się zrobić w balona jakiemuś miejscowemu naganiaczowi, który sprzedaje bilety i zamiast jechać jak porządni i cywilizowani ludzie autobusem CTM, dostajemy bilety na jakiś „Super Bus” z super firmy prywatnej. Masakra! A wyglądało to tak: idziemy na dworzec, podchodzi mężczyzna i pyta, czy chcemy do Fezu. My, że tak i że chcemy bilety na autobus na 15 linii CTM. On, że OK. i daje nam bilety. Jak przyjechał fajniutki autobus CTM, to się okazało, że niestety sprzedano nam bilety na całkiem inny autobus. No to nieświadomi grzecznie czekamy…Nie dość, że autobus jest spóźniony, to do tego jego stan techniczny jest opłakany i cuchnie wymiocinami, a o jakichkolwiek wygodach i klimie możemy zapomnieć. Jazda to była rzeźnia, do tego po krętych górskich drogach, w upale i z kierowcą, który upierał się, że klima w jego super autobusie działa i dopiero po interwencji autochtonów otworzono w końcu okna. Nasze postanowienie: nigdy więcej prywatnych autobusów wujka, Ibrahima czy bratanka lub kuzyna Ahmeda, tudzież kolegi brata wujka Hassana, którzy mają dla turysty SUPR BUS po SUPER cenie (czyli 10 MAD mniej niż porządny państwowy CTM). Na dworcu autobusowym w Fezie biegniemy prosto do okienka z napisem CTM, żeby kupić bilety do Merzougi i dostać się na pustynię. Bilety dostajemy na 22:30 i do Rissani. I znowu dostajemy super propozycję od naganiacza. Tym razem oferuje nam pobyt na pustyni z wyżywieniem i wielbłądami. Nam najbardziej zależy, żeby po noclegu na pustyni 25 km od Rissini jakoś dostać się do miasta i to na godzinę 8:30, żeby zdążyć na kolejny autobus Supraturs do Tinghiru. Zaczęły się negocjacje. Decydujemy się na nocleg w pokoju z wyżywieniem i gratis transfer z Risini na pustynię, a potem transfer do Risini na 8:30. Idziemy pospacerować po słynnej medinie. Faktycznie, jest dobrze zachowana, ale czy wygląda jak z czasów średniowiecza? Nie bardzo. Wszędzie pamiątki i ulice zaznaczone szlakami turystycznymi. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej strony, idąc szlakiem, raczej trudno się zgubić. My oczywiście mamy naszą „Jadzię” i zgubić się nie możemy, tym bardziej, że o 22 mamy być już na dworcu CTM.