Wcześnie rano pojechaliśmy do miejscowości, w której jest wyjście z wąwozu Imbros. Tam po jedną z tawern zostawiliśmy samochód, a właściciel tawerny za 20 Euro zawiózł nas ok. 13 km do wioski Imbros, gdzie znajduje się wejście do wąwozu. Dzięki temu nie musieliśmy iść tam i z powrotem, tylko po przejściu całej trasy u wyjścia, pod tawerną czekał nasz samochód. Imbros nie jest tak znany jak Samaria, ale dla nas Samaria byłaby za długa. Wybraliśmy więc równie ładny, choć mniej popularny i krótszy wąwóz. Po drodze spotkaliśmy może z 15 turystów – jedna z nich zobaczyła Olafa i zaczęła ostrzegać, żeby zawrócić. Szła w odwrotnym kierunku (czyli była już tam, gdzie my idziemy) i mówiła coś w stylu – ‘danger, do not go there with a baby’. Po tych słowach już mniej więcej od połowy trasy skupiałam się na tym ‘danger’, ale ‘danger’ niegdzie nie było. Droga prosta i w miarę łatwa, bez porównania do wczorajszej trasy E4. Oczywiście kamyczki i kamienie zawsze mogą być niebezpieczne, można skręcić nogę, można się poślizgną itd. Po dokładnie 3 godzinach dotarliśmy na miejsce, a później pojechaliśmy na plażę do Frankokastello, bo tam nam się podobało i było najbliżej, a plaża jest idealna dla małych dzieci. Ludzi mało, woda ciepła i tam dopadła nas grecka sjesta.
Z okazji Dnia Ojca życzenia i buziaki dla Taty!